Moja letnia kosmetyczka to kosmetyczka minimalistki. Stawiam na minimalizm, bo ostatnią rzeczą, o jakiej myślę, gdy na zewnątrz panują tropiki, to ciężki makijaż czy skomplikowana pielęgnacja. Mam dziś dla Was kilka kosmetyków idealnych dla mam, które nie mają zbyt wiele czasu na długie i skomplikowane rytuały. Te kosmetyki to moje prawdziwe letnie hity!
Balsam brązujący MOKOSH
Nie sądziłam, że na liście moich ulubionych kosmetyków znajdzie się balsam brązujący. A jednak! Musiałam trafić na odpowiedni produkt, by przekonać się, że moja bardzo jasna karnacja może polubić się z delikatną opalenizną.
Ten odpowiedni produkt to balsam brązujący polskiej genialnej firmy MOKOSH. Pachnie obłędnie – pomarańczą z cynamonem, ale nie jest to absolutnie zimowy zapach.
Chciałabym od razu zaznaczyć, że ten balsam brązujący nie pozostawia charakterystycznego dla samoopalaczy zapachu. Jeśli używałyście kiedyś takiego produktu, na pewno wiecie, o co mi chodzi.
Efekt, jaki uzyskujemy dzięki balsamowi brązującemu MOKOSH, jest naturalny, subtelny. Nie ma mowy o smugach, nieestetycznych plamach czy pomarańczowym odcieniu.
Co najważniejsze – skład balsamu jest w pełni naturalny. Znajdziemy w nim oleje: z baobabu, słonecznikowy, z marchewki (zapobiega wysuszeniu skóry), wosk z borówki (silnie nawilża), macerat z kwiatów gorzkiej pomarańczy (rewitalizuje i łagodzi podrażnienia).
Balsam zawiera też łagodzący aloes oraz działającą antyoksydacyjnie witaminę E. Dodatkowo został wzbogacony o innowacyjny składnik pochodzenia naturalnego „MelanoBronze” z ekstraktu niepokalanka pospolitego, który zwiększa naturalną pigmentację skóry poprzez stymulację produkcji melaniny w melanocytach. Dzięki temu skóra staje się ciemniejsza w taki sam sposób, jak podczas zażywania kąpieli słonecznej, jednak bez konieczności narażania jej na promieniowanie UV.
No cud, miód! Moja skóra kocha ten balsam. A ja uwielbiam go stosować i cieszyć się widokiem mojej delikatnie opalonej skóry.
Podkład rozświetlający Annabelle Minerals
Przyznaję, to moje drugie podejście do Annabelle Minerals. Pierwsze. było kilka lat temu, kiedy używałam podkładu matującego. Niestety nie polubiliśmy się zupełnie.
Postanowiłam jednak dać drugą szansę minerałom tej marki. Tym razem przetestowałam puder rozświetlający. I już rozumiem te zachwyty :) To zupełnie inna bajka!
Podkład nie kryje mocno, ale latem zupełnie mi to nie przeszkadza. Delikatnie wyrównuje koloryt skóry i nadaje jej zdrowy wygląd. Rozświetlenie jest naprawdę subtelne. Podkład trzyma się dość długo. Nie robi plam, jak jego poprzednik. Bardzo fajny produkt w przystępnej cenie.
Ja, bladolica, posiadam odcień Golden Fairest.
A jeśli jesteście fankami minerałów, polecam Wam też podkłady marki Pixie. Są drobniej zmielone niż Annabelle Minerals, więc mogą się lepiej sprawdzić u tych z Was, które mają głębsze zmarszczki mimiczne od szerokich uśmiechów! :)
Spray do ciała z filtrem SVR
Nie przepadam za nakładaniem jakichkolwiek kosmetyków na ciało przed wyjściem na zewnątrz. Jednak ochrona przeciwsłoneczna to na tyle ważna sprawa, że musiałam znaleźć taki produkt, który będę stosować z przyjemnością.
Dałam się namówić dermokonsultantce w aptece na przetestowanie sprayu do ciała SVR z wysokim faktorem.
Okazało się, że to całkiem niezły produkt. Nie pozostawia tłustej warstwy, szybko się wchłania. Polecam!
Krem do twarzy z filtrem AVENE
Wybór odpowiedniego kremu do twarzy z wysokim filtrem to jeszcze trudniejsze… Zależało mi na tym, żeby nie pozostawiał tłustej, ciężkiej warstwy na twarzy, nie bielił jej, szybko się wchłaniał, nie zatykał porów… Sporo tych warunków.
Jednak w końcu (chyba) znalazłam swój ideał. Z pomocą przyszła Marta Podbielska, moja ulubiona makijażystka i serdeczna koleżanka. Poleciła mi właśnie ten fluid matujący AVENE. Niech Was jednak nie zmyli nazwa „fluid”. Na szczęście ten produkt nie pozostawia żadnego koloru :)
Póki co, fluid matujący AVENE jest moim ideałem, jeśli chodzi o ochronę przeciwsłoneczną mojej twarzy.
W ubiegłym roku stosowałam matujący i delikatnie koloryzujący krem Clochee, o którym pisałam we wpisie na temat mojej ulubionej kolorówki. Po dłuższym stosowaniu jednak odstawiłam ten produkt. Moja skóra, prawdopobnie pod wpływem hormonów, przestała się z nim lubić. A szkoda!
Woda termalna URIAGE
Powtórzę się. Ale co zrobić, jeśli woda termalna URIAGE jest moim całorocznym hitem? Pisałam już o niej we wpisie na temat mojej pielęgnacji twarzy. Piszę i teraz :)
Nic nie działa lepiej na moją zmęczoną ostrym słońcem skórę niż mgiełka z wody termalnej URIAGE. Odświeża w ciągu dnia. Łagodzi podrażnienia. Wyrównuje pH skóry po wieczornym oczyszczaniu skóry, przed nałożeniem kremu.
Co ważne, ta woda termalna jako jedna z niewielu (jeśli nie jedyna?) nie wymaga osuszania po spryskaniu nią twarzy. I bardzo mnie to cieszy, bo osuszanie nie wpisuje się w ekspresową pielęgnację :)
Polecam niezmiennie!
Dajcie znać, jakie są Wasze letnie kosmetyczne niezbędniki :) A jeśli jesteście zainteresowani kosmetycznymi tematami, zerknijcie też na wcześniejsze wpisy!
Kosmetyki, które podkradam Synowi
Moja pielęgnacja twarzy – domowe SPA
Bardzo się cieszę ze przypasował:*
:*